Prostytutka i grzesznica
Największe wredoty niemego ekranu to Pola Negri (pierwsza) i Gloria Swanson (druga). Bo to były pretensjonalne, kolorowe wampy, którym się poszczęściło i partnerowały Rudiemu Valentino (jedna na - nie tylko, ale AŻ - ekranie, druga w życiu osobistym), a mnie nie.
Trudno.
(do teraz tego nie rozumiem, ale napisałam "trudno", by przynajmniej na chwilę skończyć o nim mówić. Uwierzcie, że nawet o jego wypranych rękawiczkach mogłaby snuć godzinami... ♥)
Zazdrość trwała aż parę miesięcy i coś ją przerwało. Tym "czymś" było na chwilę wtopienie się w ten biliardowy tłum kobiecin wielbiących wielkiego amanta, którym - cóż, mam nadzieję, że wszystkim los sprzyjał w innych kwestiach - nie udało się powiązać z nim życia tak jak chciały.
Wredoty, tak sobie nawzajem wydzierające tytuł królowej i dogryzając przy każdej okazji złagodniały w moich oczach już po jednym filmie. Pani Negri po "Carmen", Pani Swanson (właściwie Svennson, bowiem wszyscy nagle pochodzą ze Szwecji) po "Poza skałami"... a kto jej partnerował?
Ach...
Tymi kostiumami reklamowano film!
Rudi i Gloria (pardon, madame Swanson i monsieur Valentino) nosili je przez... trzy minuty.
GRZECH SADIE THOMPSON
1928
Gloria Swanson
Lionel Barrymore
Raoul Walsh
Film, co ciekawe, uznawano na długo za zaginiony. Dopiero po śmierci Mary Pickford w 1979 roku odkryto w jej pamiątkach po wspaniałej erze kina niemego kopię oto tego filmu. Czy pani Swanson obejrzała go ponownie? Jak najbardziej było to możliwe, chociaż wolała o wiele bardziej od "Grzechu Sadie Thomspon" zobaczyć swój jeden z pierwszych filmów oraz jedyne ekranowe spotkanie z wówczas z dnia na dzień oślepiającą na ciemnym niebie gwiazdą, Rudim Valentino. Niestety, "Poza skałami" znaleziono w dwadzieścia lat po jej śmierci, w roku 2003.
(a mi pewien polski artykuł wykrzyczał, że znaleziono go w 2004 roku)
Zniszczony, bez dwóch minut, ale jest, JEST!
Era już kina dźwiękowego, acz ryzykownego i nie wszystkim pasująca. "Grzech Sadie Thompson" to jeszcze kino nieme, ale wierzę, że w 1928 roku połączone z również interesującą muzyką, jaką podłożono do kopii zrekonstruowanej sześćdziesiąt lat później, choć tak zwani taperzy (znów się kłania Francja-elegancja - profesja ta pochodzi od słowa taper, co znaczy między innymi stukanie w klawisze) zwykle odwróceni byli od ekranu tyłem i... zazwyczaj grana muzyka nie pasowała do pokazywanej sceny.
To także początek trzeciego sezonu przyznawania Oscarów. Glorię nominowano po raz pierwszy; przegrawszy jednak z Janet Graynor (pierwszą znaną wersję "Narodzin gwiazdy" nakręcono w iście hollywoodzkim stylu, portretując lata 30., ale malutką i niewinną Graynor słusznie przesłonił Fredric March, którego też szalenie...! ...lubię) nie zwolniła tempa i po szczęściu, i znajomościach odnalazła się w kinie dźwiękowym. Rozmach przeszedł na Marcha, Myrnę Loy, Carole Lombard, ale wielkość Swanson (przy metrze pięćdziesięciu jeden) została. To nie ona była mała, a tylko filmy - podobną kwestię wypowiada Norma Desmond, czyli Gloria Swanson w "Bulwarze zachodzącego Słońca", lata już 50., nominowana po raz trzeci do Oscara.
Jeśli to Meryl Streep uważano za urodową wiedźmę, to co miała do powiedzenia Gloria? Pierwszy raz na zdjęciu przywiodła mi na myśl młodą Babę-Jagę!
Sadie Thompson to zwariowana kobietka lekkich obyczajów, która wynajmuje pokój w hotelu na wyspie Pago Pago. Tam też wita moralizatorskie małżeństwo. Postanawia nakreślić tubylcom kształt grzechu i im "matkować" według swoich zasad. Mocniejsza głowa związku, czyli pan, nazwiskiem Davidson zauważa bawiącą się co przyjdzie mu odpocząć głośną lokatorkę. Nakłania ją do prywatnej spowiedzi i ustatkowania. Gdy jednak Sadie odmawia, nakazuje ją odesłać do San Francisco, z którym panna Thompson nie ma za miłych wspomnień.
Sadie przybyła na wyspę, by wszystko przemyśleć raz jeszcze i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, kiedy to na jej drodze staje przeżuty przez wszystkie moralizatorskie koparki i walce starszy jegomość.
Kobietka woli wyjechać z poznanym sierżantem do Australii, gdzie nikt nie będzie jej znał, ale zaczynający dawać się jej we znaki pan Davidson nie odpuszcza. Przerażona uwięzieniem, w końcu porzuca upór. Woła o pomoc. Anioł z Nieba mówi, że ma odpokutować za swoje winy. Ale... ale Sadie nie potrafi się modlić. Z Jego pomocą przechodzi na chrześcijaństwo.
To Lionel Barrymore.
Pan Barrymore pochodził z utalentowanej rodziny aktorskiej, którego rodzice grali na deskach teatru, a on z rodzeństwem - genialnym bratem Johnem i siostrą Ethel porwali kino.
Rolę pana Barrymore'a u boku Glorii chwalono.
Pan Barrymore nie gwiazdorzył.
Bądź jak pan Barrymore!
Pan Davidson nie jest osobą nawiedzoną, a znającą po prostu życie od podszewki. Ludzie nawiedzeni widzą to, co chcą widzieć we wszystkim i wszystkich. Są niestrawni. Przychodzi mi z parę znać i, gdyby nie więzy "zawodowo" - rodzinne, uciekłabym na Pogo Pogo (Ocean Spokojny).
Tam dotarła właśnie Sadie Thompson, kobieta niesamowicie znudzona, gdy w tle nie leci włączony gramofon, a obok nie tańczą chłopcy. Coś jednak w tym starszym gościu jest, że uspokaja się i naprawdę, naprawdę chce poprawy. Modli się skromna kobiecina przez trzy dni, kłóci się z narzeczonym i naprawdę, naprawdę pragnie zmienić bieg swojego życia. Uważa, że uwięziona w San Francisco odpokutuje za wszystko.
Parasolka odgrywa tu rolę na poziomie Swanson - w tym filmie tylko pada i pada!
Glorii, Lionelowi, Raoulowi (sierżant Tim "Przystojniaczek" - pieszczotliwie wołany przez Sadie - O'Hara) i tysiącom innym kolegom po fachu nie brakowało mistrzowskiej mimiki. Malowane wyraziście oczy i usta Glorii Swanson to nie był jej kaprys (choć sama pracowała długo nad wizerunkiem). Gdzie słowo nagrywane nie było, emocje górowały. Każde przymrużenie, mlaśnięcie, chrząknięcie miało być dostrzeżone. Duże oczy wręcz groteskowo spoglądały na lewo i prawo, a usta - malowane u każdej inaczej - mówiły o wszystkim. Zabiegi te dziś przyprawiają większość o ból głowy (podkreśla się mocniej albo usta, albo oczy), ale tam chodziło o kontrast. Bowiem jak inaczej zobaczyć tragizm? Nad kolorem dopiero pracowano.
Nawet, jeśli Gloria zagrała Sadie zbyt gwałtownie i teatralnie, to tłumaczyła to podobnie jak ja Wam. Momentami tak, zgadzam się, paradowała w tych perłach i nudziła, ale to miało swój ukryty cel. A taki oto cel, by odpocząć od nagłości. Nazwijmy to zdrowym przechodzeniem z jednej skrajności w drugą. Brzmi o niebo (to czarne i deszczowe w filmie) lepiej i... to wszystko jasne, prawda? :)
Gloria miała wielki talent. Grała świetnie i z tą tak bardzo ważną dla mnie werwą i pasją!
Rola jak najbardziej na Nagrodę Akademii zasługiwała, słodziutka była właśnie w "Poza skałami", tu piekielnie intrygująca. W mgle dymu papierosowego, przy skocznej muzyce (chcę znać ten utwór, gdzie on jest, jaki jest jego tytuł???) grzeszyła drapieżnością. Gdyby przyszło jej urodzić się sto lat później, ten pazur nie byłby już tak znaczący; wtedy wydobyła go niebezpiecznie naostrzonego, teraz musiałaby odkryć więcej.
Rodzeństwo Barrymore (na razie męskie) podziwiam jak rodziców, ale zdecydowanie wolę Johna. I pod względem urody (istne przeciwieństwo Valentino - Rudi delikatny, John ostry, ale też taki... intrygujący...), i gry. Taki już mój kaprys, może się zmieni. Lionel grał ramię w ramię ze Swanson, ale pochwały skrada artystka.
Raoula Walsha prawie nie pamiętam. To skutek roli takiej, bez której film nie trzymałby się ustalonych kryteriów (dziewczyna winna być zawsze zakochana) i dopieszczanej na kolanie. Jest chłop w mundurze, szaleje za jedną taką spódniczką, film jest dobry.
Ach, scena zapalania papierosa taka przyjemna!
Zapominając o wzorcach i przerysowaniach ten film nie jest genialny, ale nagrany porządnie. Dzisiejszy widz dopatrzy się głównie - ach, nie używajcie tego słowa, kim jesteście, że się nudzicie? - nudy i historii, którą opowiedzieć się da w pięciu słowach. Ale po co tak sobie życie ułatwiać? Sądzicie, że tamci artyści robili to specjalnie? Kto miał w roku 1928 wiedzieć, jak kino będzie wyglądało za lat dwadzieścia?
Znajdą się filmy takie, które Wam spasują i takie, do których nie będziecie wracać. Lecz jeśli na Waszej liście znajdzie się coś na pierwszy rzut oka cichego, gdzie nie usłyszycie ani słowa, usiądźcie i skupcie się na przekazie.
Bo w tym spojrzeniu, uśmiechach niekiedy dostrzeżemy więcej niż w słowach, pustych, suchych.
Dzień dobry, wpis się podobał? :)
OdpowiedzUsuńFajny post ^^ lubię stare produkcje - mają duszę;)
OdpowiedzUsuńPrawda :)
UsuńJa lubię takie klimaty. Bardzo się w nich odnajduje
OdpowiedzUsuńJa też!
UsuńOjejku, Emmo, dzień dobry! Miło mi Cię zobaczyć, bo mam wrażenie, że nie widziałam Cię wieki. Weszłam przed chwilą na bloga "O niezwykłych mowa" i aż mnie za serducho chwyciło, bo bardzo lubiłam Twojego bloga i po prostu - tęskniłam.
OdpowiedzUsuńChociaż napisałaś, że film nie jest genialny, to ja stawiam go na pierwszym miejscu na mojej liście filmów do obejrzenia. Tym bardziej, że ostatnio na moich ekranach królują głównie azjatyckie tytuły, to chętnie zrobię sobie przerwę (no, nawet "jedno-filmową") od nich. Piękne kadry, a i piękne Twoje opisy. Widać, że znasz się na rzeczy i bije od Ciebie pasja.
Jeszcze raz; cieszę się, że tu trafiłam! Ściskam Cię ciepło :)
Dzień dobry! Wierzę, że rozczarowałam mnóstwo Czytelników, tak nagle nie dając znaku życia. Zastanawiałam się długo, dlaczego tak postąpiłam... chyba, by wnet stać się niewidzialną i z tego świata odpłynąć.
UsuńNawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, że obejrzysz "Sadie Thompson"! Gratuluję wyboru i wyczekuję recenzji :)
Dziękuję bardzo, właśnie o to mi chodziło. :)
Też ściskam i pozdrawiam serdecznie!
Hejka, Emmo! ;)
OdpowiedzUsuńW końcu dotarłam w Twe internetowe progi. Widzę, że sporo się u Ciebie zmieniło. Założyłaś nowego bloga, dodałaś zdjęcie profilowe, na którym wyglądasz jak jakaś aktorka z dawnych lat. Brawo! ;) Niezmienny został zapał, z jakim opisujesz kinowe perełki. ;) O tym filmie nie słyszałam.
Przesyłam Ci wakacyjne pozdrowienia! ;)
Witaj Moniko! Dziękuję serdecznie za odwiedziny! Tak, też się cieszę z powrotu i tego zdjęcia... od dziś nowego; zgadniesz, na kim się wzorowałam? :)
UsuńDziękuję raz jeszcze, a o Glorii Swanson będzie tu dużo :)
Pozdrawiam!