Ja to Kay Colby!
PROŚBA!
Zanim przeczytasz ten oto wpis, przeczytaj te dwa i zostaw po sobie komentarz, ładnie proszę :)
Dziękuję :)
Tak przeglądam swój notatniczek z obejrzanymi filmami (tak koło siedemset tytułów) i namyślam się, który winnam tu opisać... a czy może nowy obejrzeć?
Ostatnimi czasu, gdy upał wygrywa z deszczem, a zamiast wody to żar się z nieba leje znikomo mam ochotę na cokolwiek. Przy czytaniu odpoczywam, lecz już nie przy rysowaniu czy jakimkolwiek wychodzeniu z domu. Ale kiedy jest się w takiej sytuacji jak ja, wyjść co najmniej raz dziennie trzeba.
Wczoraj upał był koszmarny. Dziś wcale lepiej nie było, ale przeniosłam się piętro niżej (nie piętro wyżej, to był taki film z Eugeniuszem Bodo) i zaczytana w "Rob Roya" pana Scotta powoli stawałam się zmęczona. Czas, jak rzeka tylko płynie, nie staje, a terminu w bibliotece nie mam ochoty przedłużać (czuję się wtedy jak gdybym łamała wielką obietnicę i w ciągu trzydziestu dni nie znalazła czasu na przeczytanie książki), ale i do tego czytania też muszę mieć nastrój.
Więc "Rob Roya" odłożyłam (lektura naprawdę przyjemna, ale nie wtedy, gdy nawet nie ma się siły myśleć przy tej pogodzie), a film obejrzałam z... mą kochaną siostrą, duchem przeszłości, wcieleniem poprzednim czy jak inaczej mogę to nazwać, Jane Alice Peters.
Firma dziadka Jane Peters wyprodukowała pierwszą pralkę. Dzieciństwo spędziła w dobrobycie mimo separacji rodziców. Ojciec przyszłej aktorki Carole Lombard (och, wierzę, że miałam tak na imię w poprzednim wcieleniu! Tak mi się ono podoba!) wciąż wspierał rodzinę finansowo.
Uroczo wyglądający chłopczyk, czyli młoda panieneczka Peters częściej brudziła się niż pudrowała, grając cały czas z braćmi na świeżym powietrzu. Gdy Jane miała lat dwanaście, a był to rok 1921 reżyser nazwiskiem Dwan poszukiwał młodej chłopczycy do filmu "A Perfect Crime".
Rólka nieduża, ale zainteresowała matkę Peters do wejścia w świat filmu. Cztery lata trwało, by młodą artystkę zauważono (i znowu jestem zachwycona - ją przesłuchano do roli w "Gorączce złota" Chaplina!) i poznano jako Carole Lombard. Jednak jej role - jeśli tak można było je nazwać - nie zadowoliły ani producentów, ani publiczności. Przyszło więc pannie Carole wciąż statystować w westernach i filmach przygodowych bądź... się uprzeć, przekląć te porażki i iść dalej.
Domyślcie się, co wybrała i kim została. :)
Latka dwudzieste...
...trzydzieste...
...i czterdzieste.
LOVE BEFORE BREAKFAST
1936
Carole Lombard
Cesar Romero
Preston Foster
Ślicznotka Kay Colby żegna na peronie swojego ukochanego... którego to za granicę wysłał jej drugi zalotnik, pragnący ją poślubić. Nieugięta i ironicznie zabawna panna Colby robi wszystko, by sprostać temu zadaniu i nie działać zbyt pochopnie.
Drugi zalotnik, pan Scott Miller, czyli Preston Foster (coś tych "s" i "r" za dużo).
Co z tego, że jej filmografia głównie opiera się na zapomnianych komediach, których była gwiazdą przez ostatnie dziesięć lat życia? Obejrzałam z nią 14 filmów i wciąż mi mało!
Carole Lombard to postać nietuzinkowa, niesprawiedliwie niemająca u nas w Polsce wydanej biografii... a na Wikipedii jest długi, dłuuuugi o niej wpis. Carole jako jedna z nielicznych wybijała swoje oryginalne, normalne (nie teatralne) zachowanie i po prostu była tą sympatyczną dziewczyną z Indiany, z którą każdy chciałby wyjść na ryby i zatańczyć na stole. Los wspaniały chciał, że poznała cudownego chłopaka z Ohio pragnącego tego samego [Clark Gable, król Hollywood, przypis Emmy P.] i teraz, gdy od śmierci pani Lombard Gable mija lat 78, a pana męża 59 mają nareszcie tam na górze spokój i mkną, mkną na tych swoich ukochanych kasztankach przez ranczo, głośno się śmiejąc!
Figlarka, kobieta bezczelna, kapryśna i normalna otwarcie o sobie mówiła, nie ukrywając swych wad. Nazwisko Hollywood, NAZWISKO, podkreślę nie bało się wyjść z klatki pudrowanej sławy i zakosztować zwykłego życia. Koleżance Lombard (zawsze chciałam ich uważać za przyjaciół, nie za bóstwa) przysłowiowa woda sodowa do głowy nie uderzyła i przez prawie trzydzieści cztery lata brała całe życie takim, jakie było. Gdy odeszła (wypadek samolotowy), pożegnano kobietę wspaniałą. Kiedy przyszło mi się Carole głębiej zainteresować i zapłakać nad jej wczesnym odejściem, napisałam wiersz:
DLA CAROLE LOMBARD
Kto Ci żyć zabronił
Kto odebrał serce
śmiech i łzy
nie miałaś na nie czasu.
Ktoś Cię od domu oddalił
Sama chciałaś czegoś więcej
Piękna i poświecenia
Wesoła żona została odebrana
Niemniej nie zapomniana.
Cagney: "Rodzina jest z niej dumna.",
Flynn: "...w tym czasie była potrzebna".
"Artystka wielka, bezinteresowna"
Roosevelt rzekł, odszedł
Położywszy bukiet na grobie
Przy tablicy
Carole Lombard Gable
Ach, wierzę, że jak i mnie przyjdzie kiedyś z tego świata odejść (mam nadzieję, że w ciepłym łóżku, a nie w pożarze), to uśmiechniemy się do siebie. :)
I taką właśnie Carole znają widzowie. To nie wzdychająca piękność, ozdóbka filmu w krynolinie czy innym żakiecie, a beztroska, młoda kobietka. To role dobre, mądrze dobierane (choć na początku sama przyznawała, że zmuszano ją do piszczenia na widok atakowania jej kochanka na ekranie, dosłownie księżniczka i książę!) i miło wspominane!
Nie była to aktorka wybitna, ale naprawdę, naprawdę dobra. Grała jak żyła, nie ukrywała niczego, była inna i wspaniała. Pokochałam ją przez tę otwartość i świetny styl, i tę blond ładną fryzurkę, i dźwięczny śmiech, i...! i...!
Dobrze, dobrze, ale zaraz zapytanie, kto podbił drogiej Carole oko na plakacie!
Otóż gdy pan Miller zauważa innego pana obok ukochanej, dochodzi do... ekhm... lekkiej bójki, w której ucierpi panna Colby. Kay zaczyna mieć pretensje do Scotta (och, pretensjonalna i kapryśna Carole Lombard to dla mnie najlepsza część każdego jej filmu; tak jej ładnie - wybacz, Carole, kochana - z tym zniecierpliwieniem na twarzy! :D), lecz jej matka wcale nie widzi powodu do kłótni. Przeciwnie, Scott zyskuje jej sympatię, gdy przysyła Kay kosz kwiatów z... ukrytym w środku pieskiem.
Gotowa na bal kostiumowy.
Pierwszy adorator panny Colby wraca do kraju. Nazywa się Bill O Bardzo Długim Nazwisku, chyba brzmiało ono Wadsworth. Kobieta znajduje w nim ukojenie do czasu... ano, ponownego spotkania z panem Millerem, którego zupełnie przypadkowo widuje wszędzie.
Niedoszli państwo O Bardzo Długim Nazwisku próbują zmieścić się w kruchych ścianach pod pokładem statku, gdy nadchodzi burza...
...i ta burza, Państwo kochani, to scena fantastyczna! A później Carole zwycięża nad Prestonem i Cesarem swoim talentem komediowym, jedna z lepszych jej kreacji!
Cesara Romero znam z "Diabła, który jest kobietą"; tam partnerował Marlenie Dietrich. Był... suchy, prosty, wręcz niewidzialny, Dietrich go przyćmiła. Tu, tak, Carole jest GWIAZDĄ, ale on gra zdecydowanie lepiej niż w "Diable...". Ale i tak znam przystojniejszych panów z wąsikiem, ot, choćby pan Gable.
Preston Foster... pierwsze słyszę, a błędnie, bo grał z Judy Garland w "Dziewczętach Harveya", 1946. Tamten film był jaki był, tutaj na poziomie z Cesarem. Role wielbicieli charakternej Kay są przemyślane i nawet nie tak od siebie różne, ale i tak ciekawe.
Film trochę robi się monotonny, ale przezabawny! To taka ułożona jej produkcja, warta zobaczenia (wcale nie długa, godzina i dziesięć minut) i poznania czegoś nowego. Sądzicie, że komedie z lat 30. były nudne?
Słabe?
Takie jakieś rozlazłe?
Takie same?
Mokra Carole to słodka Carole.
W każdym gatunku dostrzeżemy masę podobnych do siebie filmów, ale ja już tyle ich widziałam, że nie mogę tak powiedzieć. "Love before breakfast", które się polskiego tytułu nie doczekało ("Miłość przed śniadaniem"? A może fantazyjniej, jak przystało na nasz kreatywny kraj, hm?) to przyjemna komedyjka, w sam raz na taki oto przykre, bo zbyt upalne popołudnie*.
Teraz jest wieczór, ale też możecie obejrzeć :)
*był też taki film "Miłość po południu"!
Przyjemnie się czyta Twoje teksty, lekki styl i ciekawe skróty myślowe.
OdpowiedzUsuńNie znam aktorki i filmu,ale miło było poczytać.
Tymczasem niedawno czytałam w "Retro" o Clarku Gable, że prywatnie ze swoją partnerką hodował kury i był to dla niego wspaniały okres. Gwiazdy też mają problemy- on miał z uzębieniem. Podobno partnerki w filmach niezbyt lubiły się z nim z tego powodu całować.
Widziałam film "Rob Roy"(kilkakrotnie) bardzo mi się ten film podobał, choć niektórzy twierdzą,że ma niewiele wspólnego z książką.
Prawdę mówiąc dawniej częściej przedłużałam terminy w bibliotece, teraz rzadko mi się to zdarza, bo zauważyłam,że jak mnie książka do siebie nie przekonuje, to i tak jej nie przeczytam.Nie lubię pożyczać popularnych książek, na które są kolejki i bibliotekarki proszą o jak najszybszy zwrot. Nie lubię czytać pod presją czasu, dla mnie to żadna przyjemność,a książkę na której mi szczególnie zależy zawsze zdążę przeczytać.
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję bardzo :) "Retro" przeglądam prawie w każdym kiosku, ostatnio skusiłam się wydanie z Audrey Hepburn i Gregory'm Peckiem na plakacie. Tak, Gable i Lombard najbardziej cieszyli się ze swojego rancza w Kalifornii. :)
UsuńTen nieświeży oddech wziął się z protezy, którą jako młody musiał nosić. Gdy kręcono słynny pocałunek w "Przeminęło z wiatrem", dla zamaskowania tego zapachu zjadł... a czosnek, co Vivien Leigh musiało naprawdę zaskoczyć!
"Rob Roya" widziałam na razie raz i z tego, co wiem, książki Waltera Scotta się nie tyczy. Ale i film, i powieść jest dobra.
Ja nie wypożyczam popularnych książek, ja raczej biorę do domu te zapomniane i po przeczytaniu robi mi się źle, kiedy mam je oddać. Taki jest urok starych perełek :)
Pozdrawiam!
Fajnie się czytało ten post i ładna zdjęcia wybrałaś - lubię oglądać czarno białe fotografie jest w nich coś takiego wyjątkowego :)
OdpowiedzUsuńDziękuję uprzejmie, też je bardzo lubię oglądać :)
Usuń