Ty się z Rudim nie równa
Bo z pierwszymi obrazami kolorowymi jest taka oto sprawa, że w całej swojej krasie i piękności (a ponad przecie trzydzieści lat oglądano nie tylko, że czarno-białe , a granatowe, zielone, fioletowe i nawet żółte filmy) gdzieś tam spychają główny wątek na bok. To barwna scenografia, wspaniałe kostiumy, wnętrza i uroda artystów przykuwa uwagę. Nie dziwię się, sama po wielu seansach jestem w dziwnym, acz ciekawym transie, wręcz oślepiona intensywnością kolorów. One się czymś innym rządzą niż wyuczone (takie czystoszkolne nauczenie jest sztuczne!) kwestie i ruchy. Pozwalając filmowi żyć ... ...co jednak nie zmienia faktu, jak uwielbiam filmy czarno-białe (żółte też mogą być; taki jeden obejrzałam w urodziny, no z Rudim, jakżeby inaczej). Ten "czarno-biały", o którym zaraz będzie mowa to nic innego jak pierwsza wersja tego u góry. Tę pierwszą wersję oglądałam ją cztery razy (w ciągu jednego tygodnia trzy ) i pomimo jej naiwności, przewidywalności i prostocie (rok 1